sobota, 8 kwietnia 2017

III. „Kim jesteś?”

Pewnie się zastanawiacie, czy go nie szukałam. Oczywiście, że o robiłam.
Gdy wstałam, rozejrzałam się po całej polanie na której trenowaliśmy. Przebiegłam pobliski las wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku. Udałam się nawet do pobliskich wiosek czy nie widzieli młodego chłopaka o srebrnych włosach, z ogromnym mieczem na plecach. Jednak nikt nic widział, ani nie słyszał. Byłam zdezorientowana tą sytuacją i nie wiedziałam najgorsze dlaczego. 

„Dlaczego znów ktoś mnie zostawił? Czy naprawdę jestem nic nie warta i tak łatwo odrzucić mnie na bok jak starą zabawkę? Tak byłam postrzegana? Nawet moi przyjaciele w gildii tak myśleli?...”
Co gorsze przez takie myślenie coraz bardziej wątpiłam w siebie. Czułam się coraz bardziej zagubiona. I samotna, bez nikogo u mego boku.
Znowu sama.  

Zagryzłam dolną wargę, dusząc łzy cisnące się do oczu. Zaczęłam cichutko chlipać w ręce, opierając się o pobliskie drzewo.
Trwałam tak jakiś czas, aż zrobiło się ciemno.
Niebo tej nocy było przepiękne, gwieździste, nieskazitelne.
Widząc tak piękną noc, uśmiechnęłam się w duchu na ten widok. Gwiazdy był dla mnie wyobrażeniem samej siebie z moją mocą Gwiezdnej Magini. Były odwzorowaniem tego co jest piękne. Co zapiera dech w piersiach na samą widok.

Mimo tego kryły one w sobie również wiele smutku, jeśli się nad tym zastanowić. Żadna z nich nie była blisko siebie, każdy z nich aby być bliżej innej musiała pokonać spory kawałek. A gdy którejś się to w końcu udawało stając się spadającą gwiazdą nastawał dzień, kolejny nowy początek.
Tym samym żadna z gwiazd nie mogła poczuć bliskości innej gwiazdy. I tak zawsze zdane same na siebie, chcąc się odnaleźć codziennie na nowo.

Byłam jedną z nich. Również gwiazdą, tworząc konstelację z moimi wiernymi towarzyszami, duchami, którzy byli przy mnie gdy tego potrzebowałam. Ale mimo tego, nadal czułam się sama. Ciężko to określić, to takie tajemnicze uczucie.

Długo tak siedziałam i rozmyślałam nad sensem wszystkich dotychczasowych wydarzeń.
„Dokąd to wszystko prowadzi?” - pytałam sama siebie, może jakiś wewnętrzny głosik w mojej głowie odpowie mi na to. Chyba zaczęłam tracić zmysły, skoro dla lepszego samopoczucia chciałam usłyszeć jakiś głos w głowie.
Mój boże, zaczęłam wariować i to w tak młodym wieku.
Jeszcze długo tak się bombardowałam pytaniami, aż w końcu zasnęłam.

Nazajutrz, budząc się w lesie, stwierdziłam, że po takich głębokich przemyśleniach należy mi się mi się jakaś miła kąpiel. Nie mając zbyt dużego wyboru, udałam się do małego jeziorka w środku lasu. Był tak zakamuflowany wśród tych drzew, że prawie go minęłam. A gdy wreszcie udało mi się przyjrzeć zbyt z bliska, zauważyłam jak cudownie komponował się z naturą lasu. Jak niezliczone drzewa, rośliny, kwiaty rosnące między skałami dodawały temu źródełku uroku. 

Byłam oczarowana tym widokiem. Promienie słoneczne przedzierające się przez koronę drzew i odbijające się na lustrze wody powodowały, że całe te miejsce wyglądało jak zaczarowane.
Rozglądając się na boki, sprawdzając czy jestem tutaj na pewno sama zsunęłam z moich ramion brudne już ubrania, postawiłam obok nich buty oraz plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Wyciągnęłam jeszcze tylko ręcznik i ruszyłam do mojego prywatnego źródełka. 

Woda była przyjemnie ciepła, pieściła mnie swoim jedwabnym dotykiem, zmywając ze mnie cały brud i zmęczenie ostatniego dnia.
„Mogłam tutaj zostać już na zawsze.” - na samą taką myśl, uśmiechnęłam się sama do siebie.

Jednak nie było mi dane długo się rozkoszować tą kąpielą. 

W jednej chwili zrobiło się okropnie cicho, ptaki przestały śpiewać. Liście przestały się kołysać na wietrze, na ramionach poczułam powiew czegoś „zimnego”. Wyostrzyłam zmysły, przy okazji chwytając czym prędzej ręcznik znajdujący się na pobliskim kamieniu. Ustawiając się w pozycji obronnej, czekałam, aż „wyczuwalne zło” w końcu mnie zaszczyci. 

Trwałam tak dobre dziesięć minut, gdy w końcu na pobliskim drzewie ujrzałam czyjąś postać. Z tego co dostrzegłam, był to jakiś młody chłopak i ubrany cały na czarno, że zlewał się z tłem otoczenia. Chcąc mieć pewność z kim mam do czynienia podeszłam bliżej do nieznanego osobnika. ( dop. od aut. „ Lucy, życie Ci nie miłe? A jeśli to jakiś gwałciciel a ty jeszcze w samym ręczniku?„=)

- No w końcu się spotykamy Lucy Heartfilio, Magu Gwiezdnych Duchów. Wybacz, że tak długo musiałaś czekać na moje pojawienie, ale teraz gdy w końcu odczepił się od ciebie ten Haru i jesteśmy sami, możemy przejść do rzeczy. - chłopak, z figlarnym uśmiechem zeskoczył z drzewa i zaczął pomału do mnie podchodzić. 

Jego sylwetka stawała się dla mojego oka coraz bardziej widoczna, ale twarz wciąż pozostawała skryta przez cień.

- Skąd ty mnie znasz? I gdzie jest Haru? Co mu zrobiłeś? - wypaliłam czym prędzej, chcąc znać jak najszybciej odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.

- A to. Nie wiem gdzie on jest, choć wiele bym dał, żeby wiedzieć gdzie się udał. Przyglądałem się wam wczoraj jak trenowaliście, tylko tyle. Dla mnie też pozostaje zagadką dokąd się udał twój towarzysz, ale nie martw się moja droga, gdybym tylko wiedział z pewnością bym cię o tym powiadomił. - z przesłodzoną nutą w głosie, zakończył swój wywód.

- Nie wiedząc co tym wszystkim myśleć, zaczęłam skubać skórę kciuka. „Może nic mu jednak nie jest? Odszedł bo może miał coś ważnego do załatwienia? Może ta sprawa nie mogła czekać? Tak jak trening Natsu” - tyle myśli na sekundę kotłowało mi się w głowie, że miałam ochotę krzyczeć. 

Próbując się uspokoić, zaczęłam wykonywać naprzemiennie wdechy i wydechy. Oczyszczając trochę umysł, spojrzałam ponownie na chłopaka, który z ze zdawkowym grymasem na twarzy patrzył mi prosto w oczy.„Czego on chce? O co mu chodzi? A co najważniejsze kim on jest?” - no tak, pora go w końcu o to zapytać.

- Zdradzisz mi w końcu kim jesteś i skąd mnie znasz? Bo wiesz, ja Cię nigdy wcześniej nie spotkałam, jestem o tym przekonana. - powiedziałam to ostatnie z mniejszym przekonaniem, głównie dlatego, że sama w to nie wierzyłam. Nie chciałam jedynie, żeby doszło do niepotrzebnej bitwy, po której już teraz mogę stwierdzić, że byłam na straconej pozycji.

Jego moc rozlewała się po całym otoczeniu, dając mi to poczuć aż w kościach, gdzie raz po raz kolejny dreszcz przebiegał mi po plecach. Aż mroziło w żyłach od tego nadmiaru energii magicznej gromadzącej się w powietrzu. Trwało to chwilę, aż w końcu odpowiedział.

- Jestem kimś z waszej przeszłości. Jestem...

-------------------------------------------

Zaciekawiłam was choć trochę? ;)
Ten rozdział nie wyszedł mi tak świetnie jakbym mogła się tego spodziewać, dlatego proszę nie bijcie mnie ;p
Będę starać, aby kolejny był jeszcze lepszy od poprzedniego i akcja stawała się coraz bardziej wciągająca, bo mam jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu.
Więc do kolejnego! ^^


środa, 5 kwietnia 2017

II. Zniknięcie

Promienie słońca zaczęły delikatnie przedzierać się przez zasłony pomieszczenia i oświetlać moją twarz. Słońce z samego rana było na tyle dokuczliwe, że nie pozwalało mi pospać jeszcze dłużej. Ale z jednej strony to dobrze, w końcu mogłam się zająć bardziej pożytecznymi rzeczami, a nie leżeć w łóżku do południa.

Z taką ranną motywacją wstałam, przeciągnęłam się dość mocno, aż poczułam jak mięśnie zaczęły się przesuwać po moim ciele z delikatnym mrowieniem. Było to dość przyjemne uczucie, jednak po takiej małej gimnastyce przyszedł czas na moją ulubioną część poranku, czyli kąpiel. Zakładając kapcie, niespiesznie podreptałam do łazienki, nalewając wodę do wanny i czekając aż się napełni, otworzyłam buteleczkę z różanym olejkiem do kąpieli, którego zapach zaczął się rozchodzić po całej łazience.

Był jednym z moich ulubionych zapachów, z tego względu że nawet zanim zanurzałam się po brzegi w wannie już na wejściu dodawał mi dobrego humoru. Pewnie sobie pomyślicie: „Jakiś tam zapachowy olejek, a kobieta szczęśliwa jakby wygrała szóstkę w totka”, ale cóż zrobić, w pewnych sprawach byłam dość prostolinijna.

Zasiadłam do wanny i poczułam jak gorąca woda dociera do każdego zakamarku mojego ciała i przyjemnie gładzi moje delikatne ciało. Rozkoszowałam się tą kąpielą przez jakąś godzinę dopóki woda nie zrobiła się całkiem zimna, co zmusiło mnie do opuszczenia mojego królestwa. Dokładnie się wytarłam moim puchowym ręcznikiem i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, z miną która wyrażała tak wiele uczuć w jednej sekundzie, a najbliższa zwiastowała powrót do wczorajszych wspomnień, które niespodziewanie znów mnie ogarnęły.

Choć obiecałam sobie pójść na przód bez rozpamiętywania starych dziejów.
Bądź co bądź, minęły już długie trzy lata. Byłabym głupia, jeśli nadal bym wierzyła, że cokolwiek w moim „monotonnym„ teraz życiu się zmieni.
Dość tego.
Klepnęłam się kilka razy po policzkach dla ocucenia i powrotu na ziemię oraz przemyłam zimną wodą sińce, które pojawiły mi się pod oczami. Jakby od płaczu.
Ale ja już nie płaczę. Nie kiedy stało się to...

Coś jeszcze gorszego od „jego” odejścia, zamknięcia gildii.
Nie mogę znów zacząć tego rozpamiętywać tego zdarzenia.
Widocznie tak musiało być.
Choć podświadomie wiem, że to co miało miejsce rok temu było wyłącznie moją winą.
Gdy osoba, która postawiła sobie za cel wziąć się za trenowanie mnie, zniknęła.
Po prostu wyparowała, bez żadnej wiadomości.
Zniknął bez śladu.
W głowie kołatało mi się tylko jedno zdanie „Jakbyś byłą silniejsza, nigdy by do tego nie doszło. Nikt by nie odszedł.”

-------------- Sytuacja sprzed roku -------------------

-Haru, dajmy już spokój z tym treningiem na dzisiaj, co? Jestem wykończona, a moje duchy wyglądają nie lepiej ode mnie. Nie możemy non stop ćwiczyć, bo w końcu dojdziemy do tego momentu, że w ciągu dnia całkiem wyczerpią mi się zapasy magii, a wtedy na regenerację zużyje kolejne dwa dni, co tym samym pogorszy moją kondycję magiczną, ale i fizyczną. - odrzekłam mu, z nadzieję, że zrozumie. Wiem, że chce dla mnie jak najlepiej.

Żebym stała się silna dla siebie i nie potrzebowała już nigdy więcej ratunku.
Żebym potrafiła zadbać o siebie.
By inni nie musieli za mnie nadstawiać karku.
Żebym tym razem to ja była tą osobą, która kogoś uratuje i ocali sytuację.
By już nigdy więcej nie czuć się słabą i bezsilną. W końcu z takim nastawieniem i życzeniem trafiłam pod jego skrzydła.

Haru Glory, Ziemny Smoczy Zabójca Smoków, żyjący na pustkowiach oddalonych na południe od Magnolii o 300 kilometrów, którego spotkałam na swojej drodze podczas jednych z moich wywiadów jako reporterki w Crocusie.

Był akurat przejazdem w tym mieście i chciał się rozejrzeć za jakiś sklepem magicznym, bo słyszał pogłoskę od ludzi na południu, że w tych okolicach można znaleźć niezwykle rzadki kryształ „potęgi ziemi”, który zwiększał moc użytkowników władających tym żywiołem. Dla mnie samej istnienie takiej rzeczy było wielkim zaskoczeniem.
W końcu tyle czasu spędzałam z Natsu i innymi Smoczymi Zabójcami, a nic nigdy nie wspomnieli o istnieniu takiej rzeczy.

Skoro ten kamień potęgował twoją moc dwukrotnie, to zapewne już dawno byśmy o tym usłyszeli.
A jednak, ta informacja do czasu poznania Haru stanowiła dla mnie swego rodzaju tajemnicę, ale i też ciekawostkę, którą podzieliłabym się z pewnym różowowłosym chłopakiem, gdyby tylko tu był.
Może gdyby wiedział, nie wyruszyłby tak daleko, żeby się wzmocnić.
Gdyby posiadłby kryształ własnego żywiołu, byłby na tyle silny, żeby pozbyć się zabójcy Igneela i ta długa podróż w końcu by się zakończyła, a on by wrócił.
I reszta, a tym samym Fairy Tail też znów by stanęło tam gdzie jest jego miejsce.

Jednakże wracając do Haru i tego niezwykłego kamienia, okazało się, że w Crocusie żadne sprzedawca nie słyszał o czymś takim. Nawet mieli czelność naśmiewać się z chłopaka, że wierzy w takie bzdury. Jednak mimo tego, że nikt mu nie wierzył ja miałam dziwne przeczucie, że coś takiego naprawdę ma swoje miejsce na ziemi. Tylko nie szukamy tam gdzie powinniśmy, a brakuje nam do tego konkretniejszych informacji.

Haru, który po wysłuchaniu tylu opinii, nie załamał się ani na chwilę i nadal wierzył, że coś takiego jest postanowił się wybrać w kolejne miejsce swojej wędrówki, które tym razem zaprowadzi go w oczekiwane miejsce, bądź chociaż dowie się innych konkretów. Jego zdecydowanie tak mnie ujęło, że bez zbędnego czekania na zaproszenie z jego strony postanowiłam mu towarzyszyć w tej podróży.

Bycie reporterką było ciekawym zajęciem, jednak nie na dłuższą metę. Tym bardziej nie pozwalało mi się rozwijać, a ja jako osoba żądna nowych wrażeń chciałam znów odkrywać nowe rzeczy.
A taka podróż była wyśmienitym pomysłem.

Haru, mimo że znał mnie zaledwie chwilę, ucieszył się, że tym razem podróż będzie odbywał z kimś, a nie samotnie. A gdy tylko się dowiedziałam, że jest Smoczy Zabójcą postawiłam sobie za cel, że teraz biorę się ostro za trening, a on podczas naszej wędrówki przypilnuje tego, aby znów zaczęła rosną w siłę wraz z moimi duchami.

Wracając do momentu naszej rozmowy, Haru spojrzał na mnie poważnie, a nawet zacisnął zauważalnie usta w cienką linię. Zwiastowało to, że nie podoba mu się fakt, że neguje jego metody treningu. Po takim wspólnie spędzonym czasie, wiedziałam już, że Haru nie należy do osób, które pozwalają łatwo komuś odpocząć. Jak wyznaczy sobie jakiś cel to za wszelką cenę chce go osiągnąć. W tym przypadku było sprawienie aby moja siła wzrosła w jak najszybszym czasie, a moja niezdolność do walki wręcz przestałaby być dla mnie piętą Achillesową.

- Lucy, musisz skończyć partię, którą Ci wyznaczyłem dzisiaj, inaczej nici z naszego planu ulepszenia twoich zdolności walki. Wiem, że zmęczenie daje ci siwe znaki, ale musisz wytrwać. Dla siebie i dla swoich przyjaciół. Więc skończ mi tu marudzić i do roboty, bicepsy same się nie wyrobią ( Hahah musiałam, Lucy i bicepsy, to mogłoby ciekawie wyglądać ;p ) - z miną, która mówiła „Spróbuj coś jeszcze dodać, a nie dostaniesz kolacji” przełknęłam głośno ślinę i wróciłam do treningu.

I tak aż do północy, ze zmęczenia nawet nie zauważyłam, że zasnęłam pod drzewem na polanie. Dopiero promienie wschodzącego słońca, pozwoliły mi się na tyle przebudzić, aby rozejrzeć się dookoła i stwierdzić, że czegoś brakuje.
A raczej kogo.
Nigdzie nie było Haru.
Nasze ognisko zostało zgaszone.
Nie było jego rzeczy, ani namiotu.
Nic.

Jakby go wcale ze mną nie było przez całą noc.

---------------------------------------
Mam nadzieję, że akcja zaczyna nabierać tempa i z każdym nowym rozdziałem będzie się robić coraz ciekawiej.
Do zobaczenia ! ;)

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Witajcie!
Oto kolejny post, który jest wstępem już do głównej historii.
Mam nadzieję, że będzie się podobać.
A teraz bez zbędnego przeciągania, zapraszam do czytania! ;)



I. Gdyby tylko tu był...

Natsu? - skierowałam pytanie w jego kierunku, z małą obawą w głosie. Nie często jestem w stanie tak otwarcie wyrazić swoje uczucia, ale tym razem czuję, że muszę uzyskać od niego odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. W sumie to bardziej oczekiwałam zapewnienia, że mój strach jest bezpodstawny. W końcu tyle się wydarzyło w ostatnim czasie. Poczułam najzwyklej w świecie, że nie nadążam za tą nową rzeczywistością.

„Dasz radę Lucy, nie bądź tchórzem. W końcu chcesz tylko małego zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. To wcale nie jest aż tak wiele„ - apewniałam siebie samą w myślach.

A on jak to Natsu, niczym nie zmartwiony, spojrzał na mnie tymi pięknymi ciemnozielonymi oczami.
Uśmiechnął się przy tym jak tylko on ma w zwyczaju, tym jedynym w swoim rodzaju „firmowskim” uśmiechem. Lubiłam patrzeć na te jego rozpromienione spojrzenie, które sprawiało, że sama miałam ochotę chodzić z takim „bananem” na twarzy przez cały dzień. Musiałam przyznać także sama przed sobą, że coś takiego mało istotnego dawało mi poczucie szczęścia na najbliższy dzień. Jego obecność rozpędzała najciemniejsze chmury i w to właśnie chciałam wierzyć.

No co tam Lucy? Co się stało? - zapytał. A ja poczułam, że albo teraz, albo nigdy tego z siebie nie wyduszę.
Wiesz.. Tyle się ostatnio dzieje. Walka ze smokami, projekt Eclipse, wojna z Tartarosem, a największym zaskoczeniem był udział waszych smoków w wojnie przeciwko Mard Geerowi. Nie chcę żebyś mnie przez to co powiem źle zrozumiał. Momentami czuję się tym wszystkim przytłoczona. Dlatego też proszę obiecaj mi jedną rzecz, że zawsze przy mnie będziesz. Że zawsze będziesz moim przyjacielem. Że cię nie stracę. - spojrzałam na niego, moimi czekoladowymi oczami. Nie odrywając od niego wzroku chciałam na nim wymóc tą obietnicę. Potrzebowałam tego, aby choć jedna osoba w moim życiu była zawsze przy mnie. Bez względu na okoliczności.
Nie chciałam stracić znów kogoś ważnego, już sama strata rodziców była dla mnie wystarczającym cierpieniem.

Liczyłam, że on będzie kimś takim. W końcu od samego początku tak było.To jego pierwszego spotkałam na swojej drodze ku mojemu marzeniu jakim było dołączenie do najsławniejszej gildii we Fiore, Fairy Tail.
To on wyciągał mnie z nielicznych kłopotów.
To na niego mogłam liczyć w chwilach smutku, zmartwienia, bezsilności.
To on był zawsze przy mnie gdy tego potrzebowałam.

To on ratował mnie z każdej opresji.
To dzięki niemu pojawiał się uśmiech na mojej twarzy, mimo niesprzyjających sytuacji i trudów.
To on dawał mi nadzieję na lepsze jutro.
Chciałam by pozostał tym moim „pewniakiem” już na zawsze.
Bez wyciągania oczywiście pochopnych wniosków. W końcu nie darzyłam go żadnym cieplejszym uczuciem. Nie, nic z tych rzeczy.
Absolutnie. Był tylko drogim mi przyjacielem. Zresztą to niemożliwe żeby mógł stać się kimś więcej. Jednak czasami gdy byłam sama w mieszkaniu i zatapiałam się w myślach nad kolejną powieścią, zdarzało się, że jednym sposobem na powrócenie do rzeczywistości był jego głos. Hałas jaki powodował wchodząc mi do mieszkania. Jego umiejętność odsuwania mojego zdenerwowania w niebyt. Ta jego postawa wiecznie roześmianego optymisty.


Lubiłam to, a momentami nawet kochałam.
Chwila, stop, moment...
Żadne kochałam, coś mi się musiało pomylić, takiego uczucia względem Natsu nie posiadałam. Tyle czasu z nim spędzam, że chyba zaczął mi udzielać jego idiotyzm.
Wymyślam sobie rzeczy, które nawet nie mają miejsca i bytu, ale wracając do sedna sprawa, był osobą wyjątkową. Kimś szczególnym w gildii. 


- Luce, oczywiście, że tak. Przecież nie może być inaczej. - odrzekł z tym swoim uśmiechem, od którego dech w piersiach mi zapierało. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Jednak wyszło inaczej.
Mimo, że mi obiecał.
Mimo, że przyrzekł.


Wciąż w głowie od nowa powtarzają mi się wciąż jego słowa. Nie mogę o nich zapomnieć. Jednakże nieważne jak długo będę się ich trzymać, one w końcu ulecą.
Odszedł.
Zostawił jedynie krótki list, że wyruszają z Happym na trening i wrócą w trakcie roku. W ciągu tego roku wiele się zmieniło, gildia została rozwiązana.
Co było dla mnie największym ciosem.
Kolejny dom, ale ten już prawdziwy, zniknął i to na dobre.
Moja rodzina odeszła, każdy udał się tylko w znanym przez siebie kierunku.
A ja... Zostałam sama. Nie chciałam by tak kiedykolwiek się stało. Ale nie miałam na to wpływu, mimo że walczyłam. Próbowałam na mistrzu wymusić zmianę decyzji, bądź podanie powodu dlaczego tak postępuję.
Jednak usłyszałam jednie: „To konieczność, dziecko. Nie ma innego wyjścia. Od jutro nie ma już Fairy Tail. Musisz się z tym pogodzić.” - takie były ostatnie słowa dziadka.
Jak mam się z tym do cholery pogodzić?!
Najpierw on odszedł, teraz to...
To za wiele.

I tak od tego momentu minął już nie rok, a trzy lata.
Trzy samotne lata, które sprawiły że już nigdy nie będę taka sama.
Lucy... czuła, dobra, troskliwa. Odeszła na dobre, trudy życia oraz zmiana miejsca doprowadziły do nieodwracalnych zmian w mojej osobowości.
Musiałam stać się silna, nieustępliwa, oschła i twarda, dla własnego dobra.
Aby już nkt więcej mnie skrzywdził.
Aby pogodzić się z tym co nastąpiło.

Z taką myślą zasnęłam. Odpłynęłam do krainy, która choć na czas snu miała dać mi poczucie szczęścia i siły na kolejny dzień.

One-shot " Proroczy sen? "

Czułem że ją skądś znam, te uczucie tak realistyczne, nawiedzało mnie zewsząd. Zobaczyłem sylwetkę osoby, podchodząc bliżej z bijącym sercem zbliżałem się do niej. Nie chcąc jej wystraszyć, sunąłem powoli w jej kierunku.

Coś mnie przyciągało ku niej, coś mistycznego, wręcz nie do opisania. Ona sama była jak nie z tego świata, długie blond włosy mieniące się kolorami tęczy przy blasku słońca, oczy ciemne, z odcieniem ciepłego brązu w których można by się zatracić. Dlaczego nie mogłem oderwać do niej wzorku? Co takiego w niej było? Czym mnie kusiła w swoją stronę?
Byłem coraz bliżej, pragnąłem jej dotknąć, marząc o tym jaka mogłaby być w dotyku. Jej cera brzoskwiniowego koloru, krągłości które zasługują na miano ósmego cudu świata.
Była taka piękna. I w tym momencie wiedziałem już.
Muszę ją poznać. Poznać jej przeszłość, zmartwienia, marzenia, lęki. Wszystko. Kim była i kim jest.
Wyciągnąłem rękę w jej kierunku, pomału, bez pośpiechu. A w tym momencie ona zniknęła. Tak po prostu. Jak ulotne marzenie.
Delikatne kryształki jej osoby wzleciały do góry. Niczym liście porwane przez wiatr.
Patrzyłem w górę, sam nie wiem jak długo. Aż słońce schyliło się ku zachodowi. I wtedy nastąpił koniec i ja sam przebudziłem się. Chociaż czy to mógłby zwykły sen? Był tak prawdziwy, miał w sobie więcej prawdy i realności niż osoby, które mijam codziennie.
Długo rozmyślałem nad tym co miał znaczyć ten sen.

Przeznaczenie, tak mogłyby to nazwać osoby postronne. Dla mnie nie było nic bardziej prawdziwego niż ona. Dziewczyna ze snu. Osoba, której nie znam, nigdy w życiu na oczy nie widziałem. Ten jeden sen, wywrócił cały mój świat do góry nogami. Byłam przez to jakiś nieswój, nie mogąc wymyślić nic lepszego. Stwierdziłem że pora się zbierać, wykonałem poranne czynności w łazience. Wychodząc z niej chcąc dotrzeć do kuchni praktycznie się nie zabiłem o walające się po podłodze naczynia, garnki, różnego rodzaju graty.

Prawdę mówiąc pamiątki, mające dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Każdy mały drobiazg leżący na podłodze pochodził z misji, które wykonałem z przyjaciółmi.
Były one dla mnie ogromnie ważne. Dla mnie, osoby, która w życiu nie posiadała wiele, ceniła każdą rzecz, którą mogłem darzyć z przyjaciółmi. Jednak po dzisiejszym śnie, poczułem pustkę. Jakby od dłuższego czasu czegoś mi brakowało w życiu. Choć na ogół nie odczuwałem tego. Cieszyłem się małych rzeczy, kłótni z Greyem, dostaniem po głowie od Erzy, obiadami od Miry. Każdym dniem spędzonym w gildii, bijąc się, rozbrajając do granic możliwości. Ale teraz… Już nie byłem tego taki pewny. Ona… Ta dziewczyna ze snu. Chciałbym ją poznać, o ile tylko istnieje…

------------------------------------------------------
Taka mała rozgrzewka przed kolejnymi one-shotami.