Witajcie!
Oto kolejny post, który jest wstępem już do głównej historii.
Mam nadzieję, że będzie się podobać.
A teraz bez zbędnego przeciągania, zapraszam do czytania! ;)
I. Gdyby tylko tu był...
Natsu?
- skierowałam pytanie w jego kierunku, z małą obawą w głosie.
Nie często jestem w stanie tak otwarcie wyrazić swoje uczucia, ale
tym razem czuję, że muszę uzyskać od niego odpowiedź na
nurtujące mnie pytanie. W sumie to bardziej oczekiwałam
zapewnienia, że mój strach jest bezpodstawny. W końcu tyle się
wydarzyło w ostatnim czasie. Poczułam najzwyklej w świecie, że
nie nadążam za tą nową rzeczywistością.
„Dasz
radę Lucy, nie bądź tchórzem. W końcu chcesz tylko małego
zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. To wcale nie jest aż tak
wiele„ - apewniałam siebie samą w myślach.
A on jak to
Natsu, niczym nie zmartwiony, spojrzał na mnie tymi pięknymi
ciemnozielonymi oczami.
Uśmiechnął
się przy tym jak tylko on ma w zwyczaju, tym jedynym w swoim
rodzaju „firmowskim” uśmiechem. Lubiłam patrzeć na te jego
rozpromienione spojrzenie, które sprawiało, że sama miałam
ochotę chodzić z takim „bananem” na twarzy przez cały dzień.
Musiałam przyznać także sama przed sobą, że coś takiego mało
istotnego dawało mi poczucie szczęścia na najbliższy dzień.
Jego obecność rozpędzała najciemniejsze chmury i w to właśnie
chciałam wierzyć.
No co
tam Lucy? Co się stało? - zapytał. A ja poczułam, że albo
teraz, albo nigdy tego z siebie nie wyduszę.
Wiesz..
Tyle się ostatnio dzieje. Walka ze smokami, projekt Eclipse, wojna
z Tartarosem, a największym zaskoczeniem był udział waszych
smoków w wojnie przeciwko Mard Geerowi. Nie chcę żebyś mnie
przez to co powiem źle zrozumiał. Momentami czuję się tym
wszystkim przytłoczona. Dlatego też proszę obiecaj mi jedną
rzecz, że zawsze przy mnie będziesz. Że zawsze będziesz moim
przyjacielem. Że cię nie stracę. - spojrzałam na niego, moimi
czekoladowymi oczami. Nie odrywając od niego wzroku chciałam na
nim wymóc tą obietnicę. Potrzebowałam tego, aby choć jedna
osoba w moim życiu była zawsze przy mnie. Bez względu na
okoliczności.
Nie chciałam
stracić znów kogoś ważnego, już sama strata rodziców była dla
mnie wystarczającym cierpieniem.
Liczyłam, że
on będzie kimś takim. W końcu od samego początku tak było.To jego
pierwszego spotkałam na swojej drodze ku mojemu marzeniu jakim było
dołączenie do najsławniejszej gildii we Fiore, Fairy Tail.
To on wyciągał mnie z nielicznych kłopotów.
To na niego mogłam liczyć w chwilach smutku, zmartwienia, bezsilności.
To on był zawsze przy mnie gdy tego potrzebowałam.
To on ratował mnie z każdej opresji.
To dzięki niemu pojawiał się uśmiech na mojej twarzy, mimo niesprzyjających sytuacji i trudów.
To on dawał mi nadzieję na lepsze jutro.
Chciałam by pozostał tym moim „pewniakiem” już na zawsze.
Bez wyciągania oczywiście pochopnych wniosków. W końcu nie darzyłam go żadnym cieplejszym uczuciem. Nie, nic z tych rzeczy.
Absolutnie. Był tylko drogim mi przyjacielem. Zresztą to niemożliwe żeby mógł stać się kimś więcej. Jednak czasami gdy byłam sama w mieszkaniu i zatapiałam się w myślach nad kolejną powieścią, zdarzało się, że jednym sposobem na powrócenie do rzeczywistości był jego głos. Hałas jaki powodował wchodząc mi do mieszkania. Jego umiejętność odsuwania mojego zdenerwowania w niebyt. Ta jego postawa wiecznie roześmianego optymisty.
To on wyciągał mnie z nielicznych kłopotów.
To na niego mogłam liczyć w chwilach smutku, zmartwienia, bezsilności.
To on był zawsze przy mnie gdy tego potrzebowałam.
To on ratował mnie z każdej opresji.
To dzięki niemu pojawiał się uśmiech na mojej twarzy, mimo niesprzyjających sytuacji i trudów.
To on dawał mi nadzieję na lepsze jutro.
Chciałam by pozostał tym moim „pewniakiem” już na zawsze.
Bez wyciągania oczywiście pochopnych wniosków. W końcu nie darzyłam go żadnym cieplejszym uczuciem. Nie, nic z tych rzeczy.
Absolutnie. Był tylko drogim mi przyjacielem. Zresztą to niemożliwe żeby mógł stać się kimś więcej. Jednak czasami gdy byłam sama w mieszkaniu i zatapiałam się w myślach nad kolejną powieścią, zdarzało się, że jednym sposobem na powrócenie do rzeczywistości był jego głos. Hałas jaki powodował wchodząc mi do mieszkania. Jego umiejętność odsuwania mojego zdenerwowania w niebyt. Ta jego postawa wiecznie roześmianego optymisty.
Lubiłam to, a
momentami nawet kochałam.
Chwila, stop,
moment...
Żadne
kochałam, coś mi się musiało pomylić, takiego uczucia względem
Natsu nie posiadałam. Tyle czasu z nim spędzam, że chyba zaczął
mi udzielać jego idiotyzm.
Wymyślam
sobie rzeczy, które nawet nie mają miejsca i bytu, ale wracając
do sedna sprawa, był osobą wyjątkową. Kimś szczególnym w
gildii.
- Luce,
oczywiście, że tak. Przecież nie może być inaczej. - odrzekł z
tym swoim uśmiechem, od którego dech w piersiach mi zapierało.
Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Jednak wyszło inaczej.
Mimo, że mi
obiecał.
Mimo, że
przyrzekł.
Wciąż w
głowie od nowa powtarzają mi się wciąż jego słowa. Nie mogę o
nich zapomnieć. Jednakże nieważne jak długo będę się ich
trzymać, one w końcu ulecą.
Odszedł.
Zostawił
jedynie krótki list, że wyruszają z Happym na trening i wrócą w
trakcie roku. W ciągu tego roku wiele się zmieniło, gildia
została rozwiązana.
Co było dla
mnie największym ciosem.
Kolejny dom,
ale ten już prawdziwy, zniknął i to na dobre.
Moja rodzina
odeszła, każdy udał się tylko w znanym przez siebie kierunku.
A ja...
Zostałam sama. Nie chciałam by tak kiedykolwiek się stało. Ale
nie miałam na to wpływu, mimo że walczyłam. Próbowałam na
mistrzu wymusić zmianę decyzji, bądź podanie powodu dlaczego tak
postępuję.
Jednak
usłyszałam jednie: „To konieczność, dziecko. Nie ma innego
wyjścia. Od jutro nie ma już Fairy Tail. Musisz się z tym
pogodzić.” - takie były ostatnie słowa dziadka.
Jak mam się z
tym do cholery pogodzić?!
Najpierw on
odszedł, teraz to...
To za wiele.
I tak od tego
momentu minął już nie rok, a trzy lata.
Trzy samotne
lata, które sprawiły że już nigdy nie będę taka sama.
Lucy... czuła,
dobra, troskliwa. Odeszła na dobre, trudy życia oraz zmiana
miejsca doprowadziły do nieodwracalnych zmian w mojej osobowości.
Musiałam stać
się silna, nieustępliwa, oschła i twarda, dla własnego dobra.
Aby już nkt
więcej mnie skrzywdził.
Aby pogodzić
się z tym co nastąpiło.
Z taką myślą zasnęłam. Odpłynęłam do krainy, która choć na czas snu miała dać mi poczucie szczęścia i siły na kolejny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz