sobota, 8 kwietnia 2017

III. „Kim jesteś?”

Pewnie się zastanawiacie, czy go nie szukałam. Oczywiście, że o robiłam.
Gdy wstałam, rozejrzałam się po całej polanie na której trenowaliśmy. Przebiegłam pobliski las wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku. Udałam się nawet do pobliskich wiosek czy nie widzieli młodego chłopaka o srebrnych włosach, z ogromnym mieczem na plecach. Jednak nikt nic widział, ani nie słyszał. Byłam zdezorientowana tą sytuacją i nie wiedziałam najgorsze dlaczego. 

„Dlaczego znów ktoś mnie zostawił? Czy naprawdę jestem nic nie warta i tak łatwo odrzucić mnie na bok jak starą zabawkę? Tak byłam postrzegana? Nawet moi przyjaciele w gildii tak myśleli?...”
Co gorsze przez takie myślenie coraz bardziej wątpiłam w siebie. Czułam się coraz bardziej zagubiona. I samotna, bez nikogo u mego boku.
Znowu sama.  

Zagryzłam dolną wargę, dusząc łzy cisnące się do oczu. Zaczęłam cichutko chlipać w ręce, opierając się o pobliskie drzewo.
Trwałam tak jakiś czas, aż zrobiło się ciemno.
Niebo tej nocy było przepiękne, gwieździste, nieskazitelne.
Widząc tak piękną noc, uśmiechnęłam się w duchu na ten widok. Gwiazdy był dla mnie wyobrażeniem samej siebie z moją mocą Gwiezdnej Magini. Były odwzorowaniem tego co jest piękne. Co zapiera dech w piersiach na samą widok.

Mimo tego kryły one w sobie również wiele smutku, jeśli się nad tym zastanowić. Żadna z nich nie była blisko siebie, każdy z nich aby być bliżej innej musiała pokonać spory kawałek. A gdy którejś się to w końcu udawało stając się spadającą gwiazdą nastawał dzień, kolejny nowy początek.
Tym samym żadna z gwiazd nie mogła poczuć bliskości innej gwiazdy. I tak zawsze zdane same na siebie, chcąc się odnaleźć codziennie na nowo.

Byłam jedną z nich. Również gwiazdą, tworząc konstelację z moimi wiernymi towarzyszami, duchami, którzy byli przy mnie gdy tego potrzebowałam. Ale mimo tego, nadal czułam się sama. Ciężko to określić, to takie tajemnicze uczucie.

Długo tak siedziałam i rozmyślałam nad sensem wszystkich dotychczasowych wydarzeń.
„Dokąd to wszystko prowadzi?” - pytałam sama siebie, może jakiś wewnętrzny głosik w mojej głowie odpowie mi na to. Chyba zaczęłam tracić zmysły, skoro dla lepszego samopoczucia chciałam usłyszeć jakiś głos w głowie.
Mój boże, zaczęłam wariować i to w tak młodym wieku.
Jeszcze długo tak się bombardowałam pytaniami, aż w końcu zasnęłam.

Nazajutrz, budząc się w lesie, stwierdziłam, że po takich głębokich przemyśleniach należy mi się mi się jakaś miła kąpiel. Nie mając zbyt dużego wyboru, udałam się do małego jeziorka w środku lasu. Był tak zakamuflowany wśród tych drzew, że prawie go minęłam. A gdy wreszcie udało mi się przyjrzeć zbyt z bliska, zauważyłam jak cudownie komponował się z naturą lasu. Jak niezliczone drzewa, rośliny, kwiaty rosnące między skałami dodawały temu źródełku uroku. 

Byłam oczarowana tym widokiem. Promienie słoneczne przedzierające się przez koronę drzew i odbijające się na lustrze wody powodowały, że całe te miejsce wyglądało jak zaczarowane.
Rozglądając się na boki, sprawdzając czy jestem tutaj na pewno sama zsunęłam z moich ramion brudne już ubrania, postawiłam obok nich buty oraz plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Wyciągnęłam jeszcze tylko ręcznik i ruszyłam do mojego prywatnego źródełka. 

Woda była przyjemnie ciepła, pieściła mnie swoim jedwabnym dotykiem, zmywając ze mnie cały brud i zmęczenie ostatniego dnia.
„Mogłam tutaj zostać już na zawsze.” - na samą taką myśl, uśmiechnęłam się sama do siebie.

Jednak nie było mi dane długo się rozkoszować tą kąpielą. 

W jednej chwili zrobiło się okropnie cicho, ptaki przestały śpiewać. Liście przestały się kołysać na wietrze, na ramionach poczułam powiew czegoś „zimnego”. Wyostrzyłam zmysły, przy okazji chwytając czym prędzej ręcznik znajdujący się na pobliskim kamieniu. Ustawiając się w pozycji obronnej, czekałam, aż „wyczuwalne zło” w końcu mnie zaszczyci. 

Trwałam tak dobre dziesięć minut, gdy w końcu na pobliskim drzewie ujrzałam czyjąś postać. Z tego co dostrzegłam, był to jakiś młody chłopak i ubrany cały na czarno, że zlewał się z tłem otoczenia. Chcąc mieć pewność z kim mam do czynienia podeszłam bliżej do nieznanego osobnika. ( dop. od aut. „ Lucy, życie Ci nie miłe? A jeśli to jakiś gwałciciel a ty jeszcze w samym ręczniku?„=)

- No w końcu się spotykamy Lucy Heartfilio, Magu Gwiezdnych Duchów. Wybacz, że tak długo musiałaś czekać na moje pojawienie, ale teraz gdy w końcu odczepił się od ciebie ten Haru i jesteśmy sami, możemy przejść do rzeczy. - chłopak, z figlarnym uśmiechem zeskoczył z drzewa i zaczął pomału do mnie podchodzić. 

Jego sylwetka stawała się dla mojego oka coraz bardziej widoczna, ale twarz wciąż pozostawała skryta przez cień.

- Skąd ty mnie znasz? I gdzie jest Haru? Co mu zrobiłeś? - wypaliłam czym prędzej, chcąc znać jak najszybciej odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.

- A to. Nie wiem gdzie on jest, choć wiele bym dał, żeby wiedzieć gdzie się udał. Przyglądałem się wam wczoraj jak trenowaliście, tylko tyle. Dla mnie też pozostaje zagadką dokąd się udał twój towarzysz, ale nie martw się moja droga, gdybym tylko wiedział z pewnością bym cię o tym powiadomił. - z przesłodzoną nutą w głosie, zakończył swój wywód.

- Nie wiedząc co tym wszystkim myśleć, zaczęłam skubać skórę kciuka. „Może nic mu jednak nie jest? Odszedł bo może miał coś ważnego do załatwienia? Może ta sprawa nie mogła czekać? Tak jak trening Natsu” - tyle myśli na sekundę kotłowało mi się w głowie, że miałam ochotę krzyczeć. 

Próbując się uspokoić, zaczęłam wykonywać naprzemiennie wdechy i wydechy. Oczyszczając trochę umysł, spojrzałam ponownie na chłopaka, który z ze zdawkowym grymasem na twarzy patrzył mi prosto w oczy.„Czego on chce? O co mu chodzi? A co najważniejsze kim on jest?” - no tak, pora go w końcu o to zapytać.

- Zdradzisz mi w końcu kim jesteś i skąd mnie znasz? Bo wiesz, ja Cię nigdy wcześniej nie spotkałam, jestem o tym przekonana. - powiedziałam to ostatnie z mniejszym przekonaniem, głównie dlatego, że sama w to nie wierzyłam. Nie chciałam jedynie, żeby doszło do niepotrzebnej bitwy, po której już teraz mogę stwierdzić, że byłam na straconej pozycji.

Jego moc rozlewała się po całym otoczeniu, dając mi to poczuć aż w kościach, gdzie raz po raz kolejny dreszcz przebiegał mi po plecach. Aż mroziło w żyłach od tego nadmiaru energii magicznej gromadzącej się w powietrzu. Trwało to chwilę, aż w końcu odpowiedział.

- Jestem kimś z waszej przeszłości. Jestem...

-------------------------------------------

Zaciekawiłam was choć trochę? ;)
Ten rozdział nie wyszedł mi tak świetnie jakbym mogła się tego spodziewać, dlatego proszę nie bijcie mnie ;p
Będę starać, aby kolejny był jeszcze lepszy od poprzedniego i akcja stawała się coraz bardziej wciągająca, bo mam jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu.
Więc do kolejnego! ^^


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz