II. Zniknięcie
Promienie słońca zaczęły
delikatnie przedzierać się przez zasłony pomieszczenia i oświetlać
moją twarz. Słońce z samego rana było na tyle dokuczliwe, że nie
pozwalało mi pospać jeszcze dłużej. Ale z jednej strony to
dobrze, w końcu mogłam się zająć bardziej pożytecznymi
rzeczami, a nie leżeć w łóżku do południa.
Z taką ranną motywacją
wstałam, przeciągnęłam się dość mocno, aż poczułam jak
mięśnie zaczęły się przesuwać po moim ciele z delikatnym
mrowieniem. Było to dość przyjemne uczucie, jednak po takiej małej
gimnastyce przyszedł czas na moją ulubioną część poranku, czyli
kąpiel. Zakładając kapcie, niespiesznie podreptałam do łazienki,
nalewając wodę do wanny i czekając aż się napełni, otworzyłam
buteleczkę z różanym olejkiem do kąpieli, którego zapach zaczął
się rozchodzić po całej łazience.
Był jednym z moich
ulubionych zapachów, z tego względu że nawet zanim zanurzałam się
po brzegi w wannie już na wejściu dodawał mi dobrego humoru.
Pewnie sobie pomyślicie: „Jakiś tam zapachowy olejek, a kobieta
szczęśliwa jakby wygrała szóstkę w totka”, ale cóż zrobić,
w pewnych sprawach byłam dość prostolinijna.
Zasiadłam do wanny i
poczułam jak gorąca woda dociera do każdego zakamarku mojego ciała
i przyjemnie gładzi moje delikatne ciało. Rozkoszowałam się tą
kąpielą przez jakąś godzinę dopóki woda nie zrobiła się
całkiem zimna, co zmusiło mnie do opuszczenia mojego królestwa.
Dokładnie się wytarłam moim puchowym ręcznikiem i spojrzałam na
swoje odbicie w lustrze, z miną która wyrażała tak wiele uczuć w
jednej sekundzie, a najbliższa zwiastowała powrót do wczorajszych
wspomnień, które niespodziewanie znów mnie ogarnęły.
Choć obiecałam sobie pójść
na przód bez rozpamiętywania starych dziejów.
Bądź co bądź, minęły
już długie trzy lata. Byłabym głupia, jeśli nadal bym wierzyła,
że cokolwiek w moim „monotonnym„ teraz życiu się zmieni.
Dość tego.
Klepnęłam się kilka razy
po policzkach dla ocucenia i powrotu na ziemię oraz przemyłam zimną
wodą sińce, które pojawiły mi się pod oczami. Jakby od płaczu.
Ale ja już nie płaczę.
Nie kiedy stało się to...
Coś jeszcze gorszego od
„jego” odejścia, zamknięcia gildii.
Nie mogę znów zacząć
tego rozpamiętywać tego zdarzenia.
Widocznie tak musiało być.
Choć podświadomie wiem, że
to co miało miejsce rok temu było wyłącznie moją winą.
Gdy osoba, która postawiła
sobie za cel wziąć się za trenowanie mnie, zniknęła.
Po prostu wyparowała, bez
żadnej wiadomości.
Zniknął bez śladu.
W głowie kołatało mi się
tylko jedno zdanie „Jakbyś byłą silniejsza, nigdy by do tego nie
doszło. Nikt by nie odszedł.”
-------------- Sytuacja
sprzed roku -------------------
-Haru, dajmy już spokój
z tym treningiem na dzisiaj, co? Jestem wykończona, a moje duchy wyglądają nie lepiej ode
mnie. Nie możemy non stop ćwiczyć, bo w końcu dojdziemy do tego
momentu, że w ciągu dnia całkiem wyczerpią mi się zapasy magii,
a wtedy na regenerację zużyje kolejne dwa dni, co tym samym
pogorszy moją kondycję magiczną, ale i fizyczną. - odrzekłam
mu, z nadzieję, że zrozumie. Wiem, że chce dla mnie jak
najlepiej.
Żebym stała się silna
dla siebie i nie potrzebowała już nigdy więcej ratunku.
Żebym potrafiła zadbać o
siebie.
By inni nie musieli za mnie
nadstawiać karku.
Żebym tym razem to ja była
tą osobą, która kogoś uratuje i ocali sytuację.
By już nigdy więcej nie
czuć się słabą i bezsilną. W końcu z takim nastawieniem i
życzeniem trafiłam pod jego skrzydła.
Haru Glory, Ziemny Smoczy
Zabójca Smoków, żyjący na pustkowiach oddalonych na południe od
Magnolii o 300 kilometrów, którego spotkałam na swojej drodze
podczas jednych z moich wywiadów jako reporterki w Crocusie.
Był akurat przejazdem w tym
mieście i chciał się rozejrzeć za jakiś sklepem magicznym, bo
słyszał pogłoskę od ludzi na południu, że w tych okolicach
można znaleźć niezwykle rzadki kryształ „potęgi ziemi”,
który zwiększał moc użytkowników władających tym żywiołem.
Dla mnie samej istnienie takiej rzeczy było wielkim zaskoczeniem.
W końcu tyle czasu
spędzałam z Natsu i innymi Smoczymi Zabójcami, a nic nigdy nie
wspomnieli o istnieniu takiej rzeczy.
Skoro ten kamień potęgował
twoją moc dwukrotnie, to zapewne już dawno byśmy o tym usłyszeli.
A jednak, ta informacja do
czasu poznania Haru stanowiła dla mnie swego rodzaju tajemnicę, ale
i też ciekawostkę, którą podzieliłabym się z pewnym
różowowłosym chłopakiem, gdyby tylko tu był.
Może gdyby wiedział, nie
wyruszyłby tak daleko, żeby się wzmocnić.
Gdyby posiadłby kryształ
własnego żywiołu, byłby na tyle silny, żeby pozbyć się zabójcy
Igneela i ta długa podróż w końcu by się zakończyła, a on by
wrócił.
I reszta, a tym samym Fairy
Tail też znów by stanęło tam gdzie jest jego miejsce.
Jednakże wracając do Haru
i tego niezwykłego kamienia, okazało się, że w Crocusie żadne
sprzedawca nie słyszał o czymś takim. Nawet mieli czelność
naśmiewać się z chłopaka, że wierzy w takie bzdury. Jednak mimo
tego, że nikt mu nie wierzył ja miałam dziwne przeczucie, że coś
takiego naprawdę ma swoje miejsce na ziemi. Tylko nie szukamy tam
gdzie powinniśmy, a brakuje nam do tego konkretniejszych informacji.
Haru, który po wysłuchaniu
tylu opinii, nie załamał się ani na chwilę i nadal wierzył, że
coś takiego jest postanowił się wybrać w kolejne miejsce swojej
wędrówki, które tym razem zaprowadzi go w oczekiwane miejsce, bądź
chociaż dowie się innych konkretów. Jego zdecydowanie tak mnie
ujęło, że bez zbędnego czekania na zaproszenie z jego strony
postanowiłam mu towarzyszyć w tej podróży.
Bycie reporterką było
ciekawym zajęciem, jednak nie na dłuższą metę. Tym bardziej nie
pozwalało mi się rozwijać, a ja jako osoba żądna nowych wrażeń
chciałam znów odkrywać nowe rzeczy.
A taka podróż była
wyśmienitym pomysłem.
Haru, mimo że znał mnie
zaledwie chwilę, ucieszył się, że tym razem podróż będzie
odbywał z kimś, a nie samotnie. A gdy tylko się dowiedziałam, że
jest Smoczy Zabójcą postawiłam sobie za cel, że teraz biorę się
ostro za trening, a on podczas naszej wędrówki przypilnuje tego,
aby znów zaczęła rosną w siłę wraz z moimi duchami.
Wracając do momentu naszej
rozmowy, Haru spojrzał na mnie poważnie, a nawet zacisnął
zauważalnie usta w cienką linię. Zwiastowało to, że nie podoba
mu się fakt, że neguje jego metody treningu. Po takim wspólnie
spędzonym czasie, wiedziałam już, że Haru nie należy do osób,
które pozwalają łatwo komuś odpocząć. Jak wyznaczy sobie jakiś
cel to za wszelką cenę chce go osiągnąć. W tym przypadku było
sprawienie aby moja siła wzrosła w jak najszybszym czasie, a moja
niezdolność do walki wręcz przestałaby być dla mnie piętą
Achillesową.
- Lucy, musisz skończyć
partię, którą Ci wyznaczyłem dzisiaj, inaczej nici z naszego
planu ulepszenia twoich zdolności walki. Wiem, że zmęczenie daje
ci siwe znaki, ale musisz wytrwać. Dla siebie i dla swoich
przyjaciół. Więc skończ mi tu marudzić i do roboty, bicepsy
same się nie wyrobią ( Hahah musiałam, Lucy i bicepsy, to mogłoby
ciekawie wyglądać ;p ) - z miną, która mówiła „Spróbuj coś
jeszcze dodać, a nie dostaniesz kolacji” przełknęłam głośno
ślinę i wróciłam do treningu.
I tak aż do północy, ze
zmęczenia nawet nie zauważyłam, że zasnęłam pod drzewem na
polanie. Dopiero promienie wschodzącego słońca, pozwoliły mi się
na tyle przebudzić, aby rozejrzeć się dookoła i stwierdzić, że
czegoś brakuje.
A raczej kogo.
Nigdzie nie było Haru.
Nasze ognisko zostało
zgaszone.
Nie było jego rzeczy, ani
namiotu.
Nic.
Jakby go wcale ze mną nie
było przez całą noc.
---------------------------------------
Mam nadzieję, że akcja zaczyna nabierać tempa i z każdym nowym rozdziałem będzie się robić coraz ciekawiej.
Do zobaczenia ! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz